Estonia - pierwsze wrażenia
Drewniane domy, strome uliczki, lasy i jeziora. To jest Viljandi! |
Właśnie dzisiaj minął pierwszy tydzień odkąd przyjechałem do Estonii na roczny wolontariat EVS w małym miasteczku Viljandi na południu kraju. Jednak nadal nie dochodzi do mnie, że spędzę tutaj dużo więcej niż to było na przykład w Albanii czy na Łotwie. Po siedmiu dniach w głowie krąży wiele refleksji i obserwacji estońskiego życia codziennego. O to część z nich.
Język
Na początek trochę teorii. Język estoński nie należy do grupy indoeuropejskiej, jak niemal wszystkie języki w Europie, tylko do uralskiej. Podobnie do Estończyków rozmawiają Finowie (z którymi mogą porozumieć się bez większych problemów), ludy zamieszkujące północno-zachodnią Syberię oraz w dalekim pokrewieństwie także Węgrzy. Trudno opisać ten język. 14 przypadków, brak rozróżnienia na rodzaj męski, żeński i nijaki, brak czasu przyszłego, brak takich liter jak c, f, y, z, dużo wyjątków i zmian w obrębie tematu słów, aglutynacyjność języka (zamiast przyimków istnieją doczepione do końca rzeczownika końcówki przypadków) oraz zróżnicowana długość wymawiania samogłosek (normalna, długa, super-długa), która w dodatku w piśmie nie jest rozróżniana. I tak mógłbym wymieniać i wymieniać. Brzmienie języka? Choć pozbawiony melodyjności przez stały akcent na pierwszej sylabie, ale słabe wymawianie spółgłosek przez Estończyków sprawia, że słyszymy niemal samą zlepkę samogłosek, która brzmi lekko, zwiewnie choć absolutnie niezrozumiale.
Pamiętam, że pierwsze dwa dni to był szok językowy. Niemal bałem się wyjść na ulicę, by nikt do mnie nie zagadał, bo wiedziałem, że nie zrozumiem ani słowa. Znajomość angielskiego jest różna, u starszego pokolenia niemal zerowa, u młodszego jest na komunikatywnym stopniu. Natomiast z rosyjskim jest dokładnie odwrotnie. Teraz po tygodniu z odwagą i brakiem wstydu siedzę wśród Estończyków w pracy i staram się słuchać i uczyć się języka jak najwięcej.
Viljandi
Obawiałem się, ze 17-tysięczne miasteczko okaże się czymś w stylu beskidzkiego miasteczka z rynkiem, pseudo-galerią i sklepami spożywczymi "U Grażyny". No w sumie te rzeczy też są w Viljandi, ale galerii handlowych jest więcej, z dworca autobusowego odjeżdżają autobusy w każdą stronę Estonii oraz jest nawet szkoła wyższa (właśnie zaczął się rok akademicki, więc studenci są już w mieście!). Każdy jesienny weekend szykuje z masą wydarzeń, koncertów, spotkań. Jest tutaj także kilka muzeów, w tym muzeum sztuki naiwnej, które mam po sąsiedzku! Co przecznicę jest jakaś kawiarnia czy mała restauracyjka. Kilka pubów, dwa kluby muzyczne. Będę miał wiele miejscówek do sprawdzenia! A wszystko w otoczeniu drewnianych domów, starych willi, zabytkowych kościołów, zamku i przytulnej plątaniny wąskich uliczek. Ale o tym w kolejnym wpisie z Viljandi.
Ceny
Na samą myśl o nich jeżyły się włosy na karku, czy tutaj będzie tak drogo jak w Rydze, czy drożej, czy jak w ogóle? I jest różnie. W marketach można spotkać się z "polskimi cenami", a nawet niektóre towary będą tańsze, chociaż to są jakieś estońskie specyfiki jak serdelki, mortadele czy mięso mielone, które tutaj jest tanie jak woda. W lokalach trzeba się przygotować na ceny trochę wyższe. Piwo w pubach 2,5-3,5 euro. Obiad od 5 euro, ale można i poszaleć za 20 euro. Kawa i herbata dość drogie, w porównaniu do jakości. Oczywiście to są ceny z Viljandi. O Tallinnie jeszcze nie myślę, sprawdzę w niedalekiej przyszłości.
Pogoda
Myślałem, że będzie gorzej, ale na miniony tydzień zdarzyły się 2 słoneczne dni, co według opinii mieszkańców jest dobrym wynikiem. Często bywa tutaj pochmurno, w sezonie letnim ostatnie lata były zimne i deszczowe. Jest wrzesień, jesień jest już zaawansowana, liście żółkną na drzewach, poranna mgła i chłód. Moją ekscytację przed estońską zimą ostudziły relacje, że poprzednie zimy nie były tak śnieżne, jak by się chciało, ale mrozy poniżej 25 stopni nadal się epizodycznie zdarzają.
Ludzie
Pierwszą myśl o "ludziach północy" pewno będziemy mieć taką samą. Chłodni, zamknięci, mało rozmowni, niegościnni, mało emocjonalni. Tydzień przebywania z Estończykami pokazał mi, że to ciepły, uprzejmy, kulturalny naród, który ceni sobie wartości takie jak rodzina i tradycja. Nie są emocjonalni jak Hiszpanie, ale dość gadatliwi jak Słowianie i wycofani w pierwszym kontakcie jak Skandynawowie. Przy powitaniu powiedzą tylko "tere" co znaczy "pozdrawiam, cześć", a podanie ręki tylko w wyjątkowych sytuacjach. Myślę, że kolejne tygodnie pokażą więcej.
Wolontariat EVS
Viljandi Avatud Noortetuba albo po prostu Noortekeskus, czy Centrum Młodzieżowe. To tam "pracuję". Pierwsze dni z młodzieżą pokazały, że będzie ciekawie. Na pewno będę miał mnóstwo wyzwań z przełamywaniem bariery językowej. Ponadto szykuje się mnóstwo projektów, wydarzeń, koncertów, konferencji itd. Praca w kulturze to bycie w nieustannym ruchu!
Jestem ciekaw, czy zawiążą się jakieś przyjaźnie, czy poczuję się, jak w drugim domu. Narazie wszystko nadal jest obce, czasem jeszcze nieprzyjazne. Mam nadzieję, że z każdym tygodniem będzie mi tutaj coraz lepiej i za rok będę żałował, że będzie trzeba opuszczać to miejsce i ludzie. Oby!
Jeśli Was nie zanudziłem to zachęcam do śledzenia mojej przygody na Facebooku i czekajcie na kolejne wpisy. Następny będzie o miasteczku, w którym mieszkam!
Mnie by przerazał klimat a lubię ciepło. Estonia na pewno zimniejsza niż Polska. Język jak język zawsze są jakieś sposoby by się dogadać. Ceny też dość duże. Nie ma jak na Balkanach zaszaleć. No i zima. Polska wydaje mi się strasznie długo a co dopiero tamtejsza.
OdpowiedzUsuń