Tajemnica samotnej górskiej wyprawy.

Pod Trzema Koronami.
Grudzień 2012. Dwie zimy temu. Wtedy dopiero się nieśmiało zaczynała. Na nizinach nędzne pojedyncze płatki śniegu imitowały pokrywę. Chęć zobaczenia prawdziwej zimy, wyjścia gdzieś dalej niż do Biedronki i przeżycia dobrze tamtego dnia była tak duża, że ruszyłem w Pieniny. Sam. Bez nikogo. By skonfrontować się z górą. Dla świętego spokoju.

Nieprzetarty szlak na Trzy Korony wiódł z Krościenka nad Dunajcem. Ścieżka pod górę wiła się zakrętami raz pod górę, raz w dół. Mróz z rana jeszcze trzymał. Roztopiona wierzchnia warstwa śniegu teraz zamarzła tworząc lodowisko. Była kompletna cisza w lesie. Napotkana sarna na szlaku. Przerażona uciekła na widok obcego. Przełęcz Szopka była coraz bliżej. To z niej zaczyna się finalna wspinaczka pod śliskich kamieniach i śniegu na najwyższą z Trzech Koron. Na przełęczy wiatr hulał niemiłosiernie. Zmęczony narzuconym sobie zbyt szybkim tempem musiałem przysiąść. Po chwili poczułem, że mi bardzo zimno. Umysł jakby znieczulony. Gdybym siedział tam dłużej, zgrzany, spocony, bez większych sił, pewno bym nie wstał. W ostatniej chwili się opamiętałem i ruszyłem dalej. By zdobyć szczyt. Okazało się, że najważniejszy widok jednak dzisiaj będzie dla mnie zasłonięty. Chmury nie zdążyły się jeszcze podnieść po nocnej zawierusze. 
Krościenko nad Dunajcem.
Przed przełęczą Szopka.
Godzina dziewiąta czterdzieści pięć rano. Pamiętam jak dziś. Zdobyłem w zimie Trzy Korony i to samemu. Dla kogoś może mało, dla mnie bardzo dużo. Przekraczając chociaż o trochę swoje własne granice, udowadniamy sobie, że możemy więcej. Sami sobie robimy lekcję, którą odrabiamy sumiennie. Wychodząc na każdy taki "szczyt"zauważamy z niego kolejne, które stają się dla nas oczkiem w głowie. To działa jak kofeina. Uzależnia i pobudza. Albo jak morfina - otumania i osłabia na ból. A może dzięki temu właśnie zyskujemy odwagę do realizacji kolejnych naszych zachcianek? 

Pogoda na szczycie się pogarszała. Trzeba było wracać. Podczas spokojnego spaceru w dół spotkałem pierwszego człowieka od czterech godzin, odkąd wyszedłem z Krościenka. Dziwne wrażenie wracając w dół i mijając kolejnych śmiałków, którzy wędrują w drugą stronę widząc, podobnie jak ja, w Trzech Koronach jakieś małe spełnienie marzeń. Bo tak widzi każdą górę ten, która na nią idzie.

Widoczność ze szczytu mierna.

Komentarze

  1. Tylko pogratulować, że zdobyłeś szczyt swoich możliwości, od tej pory możesz sięgać wyżej

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz