Opuszczając w maju 2015 roku Albanię po miesięcznej wymianie studenckiej, powiedziałem sobie, że muszę do niej wrócić. Najpierw plany były prędkie, ambitne, by zrobić to w ciągu kolejnych miesięcy. Potem życie wywinęło psikusa i "zachorowałem na Estonię". Aż do kwietniowego wieczora roku 2018, kiedy w porywie spontaniczności kupiłem super tanie bilety na WizzAira z Budapesztu do Tirany. Potem zostało mi tylko czekać ponad 6 miesięcy i oto, po ponad 3,5 roku, wróciłem do Albanii. Wraz z towarzyszką podróży zwiedziliśmy zarówno miejsca, gdzie byłem już wcześniej, jak i odważyłem się wyjść poza mój sentymentalizm, i poznaliśmy nowe miejsca w Albanii.
Poznajcie 4 miejsca w Albanii, w których było pięknie, ciekawie i niestandardowo (także dlatego, bo podróż odbyła się początkiem listopada).
Rruga Curilla - spacer skalistym brzegiem Adriatyku
Dojeżdżamy do Durres, drugiego największego miasta w kraju, który jest równocześnie nadmorskim portem. Samo miasto słynie, poza piaszczystymi plażami, także z nielicznych pamiątek po starożytnej historii miasta. Ale teraz nie będzie mowa o ruinach dawnego amfiteatru, czy pozostałościach murów miejskich. Mowa o ulicy Curilla (alb.
rruga Curilla) wiodącej wzdłuż wybrzeża Morza Adriatyckiego, która zaczyna się w centrum, przy miejskiej plaży i wiedzie kilka kilometrów poza miasto. Wędrując nią coraz bardziej będziemy oddalać się od cywilizacji. Prywatnych domów i podniszczonych bloków będzie coraz mniej, aż po około 3 kilometrach spaceru znajdziemy się na zboczach bezimiennej góry pnącej się 150 metrów ponad poziom morza. Stamtąd zaczyna się najprzyjemniejsza i najbardziej widokowa część wycieczki. Zielone strome pastwiska po jednej stronie, a po drugiej turkusowe morze. Nie spotkamy żadnych turystów, ale należy uważać czy nie wchodzimy już na czyjś prywatny teren, a także mieć się na baczności, bo czasem zza krzaka może wyskoczyć... krowa pasąca się na pobliskich trawiastych terenach.
|
wędrówka była w stronę tej góry w tle! |
|
Pusto. Najwyżej rowerzysta na składaku. |
|
Weź głęboki oddech i poczuj spokój. |
|
Skarb jest ukryty pod znakiem X. (źródło: mapy.cz) |
Mali i Dajtit - górski trekking na najwyższy szczyt nad Tiraną
Tirana jest położona w centralnej części kraju i otoczona jest dookoła górami. Najwyższym szczytem jest Mali i Dajtit o wysokości 1613 m n.p.m. To on dominuje nad okolicą. Aby się tam wybrać, nie jest to tak trudne logistycznie, jak na pozostałe masywy, gdzie zazwyczaj nie ma żadnych szlaków, wyznaczonych ścieżek, już o bardziej wyszukanej infrastrukturze turystycznej nie wspominając. Aby wydrapać się na górę najlepiej jest wsiąść w kolejkę gondolową, która wywiezie nas na wysokość około 1000 metrów. W centrum Tirany wsiadamy w niebieski autobus miejski w kierunku "Porcelani-Teleferiku" i jedziemy nim do końca. Bilet autobusowy to 40 leków, więc trochę ponad 1,20zł. Natomiast bilet na kolejkę to 800 leków (bilet "góra-dół"), czyli jakieś 25 złotych. Teleferiku, tak jak po albańsku brzmi "kolejka", jest jedyną w Albanii i rzekomo najdłuższą na Bałkanach. Jazda trwa kwadrans i w tym czasie pokonujemy w powietrzu prawie 4,5 kilometra. Ze stacji górnej kolejki udajemy się na szlak. Należy uważnie wypatrywać znaków szlaku czerwonego, który poprowadzi nas w głąb lasu. Bez dodatkowej mapy lub chociaż szczegółowego przestudiowania terenu przed wycieczką się nie obejdzie! Łatwo można zgubić szlak, a żeby wyjść na szczyt to trzeba nawet z niego zboczyć na kilkaset metrów. Dobra orientacja w terenie, podstawy terenoznawstwa i kondycja fizyczna są potrzebne. Ze stacji kolejki na sam szczyt droga wynosi ponad 3 kilometry, a różnica wzniesień zaś aż 550 metrów! Jeśli ktoś lubi harpaganić, to tam, gwarantuję, jest ku temu okazja!
|
Szczyt był zasnuty chmurami. Góra wystawiła nad na cierpliwość. |
|
Sam wierzchołek jest nieosiągalny, ponieważ znajdują się nadajniki telewizyjne, a wszystko ogrodzone płotem. |
|
W drodze powrotnej do górnej stacji kolejki chmury zaczęły schodzić w doliny. |
|
Z okien "teleferiku" widoki robią wrażenie! |
|
Skarb znajduje się pod znakiem X. (źródło: mapy.cz) |
Zamek Rozafa - twierdza pomiędzy miastem, jeziorem i górami
Jedziemy do Szkodry. Największe miasto w północnej Albanii, 100 kilometrów od Tirany. Busem dojedziemy w dwie godziny za 400 leków (13 złotych). Miasto samo w sobie nie powala na kolana - kolejne wielkie blokowisko w stylu bałkańskim. W centrum kilka starszych budynków, meczety i przyjemny na wieczorny spacer deptak. Największa atrakcja czyha poza miastem. Warto zrobić piechotą te 3 kilometry, aby wydrapać się na Zamek Rozafa. Pierwsze ślady twierdzy w tym miejscu datuje się na II wiek p.n.e. Dzisiejsze ruiny są pozostałością poza zamku z czasów dominacji weneckiej. Długość murów okalających wynosi prawie kilometr, więc jest gdzie łazić! Ale chyba dla widoków tam trzeba się wybrać. Z jednej strony jezioro Szkoderskie, dalej miasto Szkodra w oddali, potem rozległa dolina rzek Buna i Drin.
|
Tutaj nie ma czego komentować. Piękno i cisza po całości! |
|
Skarb znajduje się, tam gdzie czerwony prostokąt. (źródło: mapy.cz) |
Jezioro Farkes - pełen relaks przy kawie z widokiem
To jest dobre miejsce podczas ostatniego dnia w Albanii, zwłaszcza gdy stacjonujemy w Tiranie. Udajmy się nad jezioro Farkes położone na obrzeżach stolicy na południowy-wschód od centrum. Można dojechać tam miejskim autobusem, albo urządzić sobie 4-kilometrowy spacer przez ciasne, kolorowe i zatłoczone uliczki dzielnic mieszkalnych. Widoki po drodze wynagrodzą trud nieustannych podejść pod górę, ponieważ jezioro znajduje się dość wysoko ponad miastem. Czy w jeziorze można się kąpać to nie wiem. W listopadzie nikt tego nie robił, a także dookoła nie ma nigdzie infrastruktury na to pozwalającej. Jedyne i najlepsze, co możemy zrobić nad jeziorem to znaleźć lokalną knajpę (każde miejsce, gdzie jest kilka choćby plastikowych stolików i podają piwo oraz kawę) i podziwiać widoki dookoła.
|
Przedmieścia Tirany. Góry w tle i gęsta zabudowa miasta po lewo. |
|
Skarb znajduje się pod żółtym podkreśleniem. (źródło: mapy.cz) |
Epilog. Jaka jest Albania (a zwłaszcza Tirana) po 3,5 roku?
Nadal taka sama. Ludzie nadal piją kawę, piwo lub rakiję w ulicznych knajpkach. Nikt się nie spieszy. Dziewczyny stroją się jak na bal, a chłopaki... nie inaczej też wystrojeni w najmodniejsze ciuchy. Wszyscy noszą adidasa i ogólnie moda wśród młodego pokolenia nadal bardziej przypomina kicz niż paryskie salony. Centrum Tirany zostało wyłączone z ruchu ulicznego, ale to nie zmienia faktu, że miasto jest zakorkowane 24 godziny na dobę i przejść przez ulicę to trochę, jak wchodzenie pod stado biegnącego bawołu. Jest nadal kolorowo, żywo i głośno. Nadal tanio, jak dla polskiego turysty. Niektóre moje ulubione lokale nadal działają, ale też powstało wiele nowych. I ta wszechobecna ciasnota wszędzie. Dom na domu. Blok na bloku. A na chodniku nie ma gdzie wcisnąć igły. Któż by pomyślał, że Tirana ma mniejszą powierzchnię niż Nowy Sącz, a zamieszkuje ją około pół miliona ludzi, a w całej aglomeracji, niewiele większej, ponad milion.
W głowie krąży jeszcze kilka myśli o tym kraju. Kilka refleksji i osobistych wrażeń, że dla mnie Bałkany się skończyły. Każdy ma swój ulubiony kierunek wyjazdów: Północ-Południe-Wschód-Zachód. Albania to takie klasyczne Południe. Ciepłe, gwarne, żywe, nieogarnięte, leniwe i mające trochę wszystko w nosie. Czy jeszcze kiedyś tam wrócę? Nie wiem. na dzisiaj mi wystarczy. Siedząc i pisząc ten wpis spoglądam na mapę Europy i Świata. I jakoś naturalnie wzrok kieruje się na Północ, zwłaszcza tą bardziej wschodnią. To tam pojadę może kolejny raz!
|
Tam jest północny-wschód. No, jakoś tam;-) |
Ciekawy reportaż. Nigdy tam nie byłem i dlatego z chęcią zapoznałem się z tym wpisem.
OdpowiedzUsuń