Jezioro Pejpus - wzdłuż klifów w Kallaste
W Kallaste byłem już wcześniej. Zarówno latem - doświadczając estońskiego upału w lokalnym busie, jak i zimą - obserwując zamarzniętą taflę wielkiej wody. Bo to za wodą się jedzie do Kallaste, aby zobaczyć morze, które jest jeziorem. Dla człowieka z gór naturalne, ogromne zbiorniki wodne zawsze będą jakieś egzotyczne, bo taki Dunajec czy Kamienicę to się przejdzie w bród (Dunajec może trudniej), a zaś jeziora Pejpus nie ogarniesz nawet jednym spojrzeniem.
Jezioro Pejpus
Dlaczego do Kallaste?
Przystanek dworcowy przy ulicy Wiosennej. Żartownisie. Był wrzesień, a światełka świąteczne i renifery niezdjęte. |
Klify
Co jeszcze robić w Kallaste?
- koniecznie wybierz się na wieżę widokową niedaleko mariny, może z jej szczytu dostrzeżesz drugi brzeg jeziora po stronie rosyjskiej,
pod wieżą ekipa "ławeczkowa" z napojami:-) |
- przespaceruj się (bo spacery to coś całkowicie naturalnego w Estonii) po miasteczku, zaglądnij ludziom do okien, szukaj śladów minionej epoki komunizmu w postaci chociażby "chruszczowek",
- poszukaj miejsca na kawę (z kolegą mieliśmy wyzwanie!), w sezonie być może otwarte jest coś więcej, ale wrzesień to już tylko miesiąc, kiedy każdy zbiera opał na zimę; nam się udało nadwyrężyć gościnność pani Ani w lokalnej agroturystyce (Anne Külalistemaja) i pomimo dnia z nieczynnym biznesem opchnęła nam za 3,40 euro kawę z ekspresu na wynos (a niech ma!),
- idź na cmentarz - to nie jest głupia polecajka w związku ze zbliżającym się 1. listopada, tylko idź i zobacz jak dzisiaj wygląda cmentarz starowierców (Kallaste jest jedną z kilkunastu zamieszkanych do dzisiaj miejscowości, gdzie większość stanowią starowiercy - wyznawcy prawosławia w jego dawnej, tradycyjnej ruskiej formie sprzed reform XVII-wiecznych. W związku z tym w Kallaste większość lokalnych mieszkańców jest rosyjskojęzyczna i w przeciwieństwie do Rosjan, którzy przybywali masowo do Estonii w czasach ZSRR, ci z Kallaste mieszkają tam od wieków).
"Nad Pejpusem woda pachnie inaczej. Nadal sporo wieje, ale nie jest to typowa bryza morska. Na horyzoncie nie widać statków transportowych, jak to jest chociażby w Tallinnie. W marinie ledwie kilka kutrów rybackich świadczących o tym, że lokalny biznes nadal jakoś zipie. No i ta pustka - ta ogromna, samotna przestrzeń, z tym każdemu będzie się kojarzyć Pejpus. I nie mówię tutaj o jakiejś dekadenckiej smucie, ale o tym, że człowiek łączy się z danym miejscem, zwalnia tempo i po prostu chłonie. Dopiero wtedy, w tym stanie zadumania, zauważysz, że woda pachnie inaczej."
Kallaste już kiedyś pojawiło się na łamach bloga. Poszukaj kilku słów o tej miejscowości w zimowym wydaniu TUTAJ.
Fajnie, że mogę sobie poczytać o Estonii - rozważam spędzenie tam wakacji w 2020. 6 lat temu byłam na Łotwie - wróciliśmy zachwyceni :)
OdpowiedzUsuńDzięki za taką relacje od serca. Dawno już się zastanawiam jak to możliwe, że Estonia nie robi z tego wielkiego jeziora sporej atrakcji i że infrastruktura jest tak mizerna... Zresztą po rosyjskiej stronie jest niewiele lepiej - co jest nie tak z tą "wielką wodą"?
OdpowiedzUsuńJest to prawda - zastanawiające, dlaczego tak długi brzeg jeziora po stronie estońskiej jest tak słabo zagospodarowany turystycznie. Może po prostu to nie jest klimat wypoczynku - Estończyk lubi iść na bagna, mokradła, na wyspy pojechać, a kierunek wschodni jednak nie kojarzy im się najlepiej :)
UsuńCudowne widoki - to fakt :) mi się to miejsce będzie kojarzyć trochę przewrotnie, ale z masą latających owadów, które co chwilę próbowały mi odebrać radość z przebywania tam. Ale nie odebrały ;)
UsuńNo komarów i różnych innych latających stworzeń tam nie brakuje, to prawda :)
Usuń