Līgatne w Parku Narodowym Gauja. Łotwa schowana w jaskiniach i kanionach

Drewniany pomost, rzeka i skały - centrum Līgatne

"Lubię wracać tam, gdzie byłem już"... - śpiewał Zbigniew Wodecki. W przypadku Līgatne nad Gaują mogę podpiąć się pod te słowa totalnie. Największy park narodowy w krajach bałtyckich odwiedzałem już wielokrotnie. Pierwszy raz miało to miejsce jeszcze w 2016 roku. (Nawet powstał stamtąd wpis na blogu!) Pojechałem wówczas pociągiem z Rygi, wysiadłem na stacji oddalonej blisko 7 kilometrów od celu wycieczki - piechotą udałem się do Līgatne oraz nad samą rzekę Gauję. Nie zliczę kilometrów, które wówczas zrobiłem. Nogi odpadały, ale w pamięci zapisały mi się ogromne dewońskie klify nad rzeką, dzika przyroda oraz ogromny leśny park z zagrodami, w których żyła typowa dla tej szerokości geograficznej fauna.

Kiedy przyszedł rok 2024 i miesięczny pobyt na Łotwie stał urzeczywistnieniem marzeń, stwierdziłem, że warto wrócić w te strony. Na pewno gigantyczny park zoologiczny będzie robić podobne wrażenie. Jadąc samochodem do Līgatne, nie spodziewałem się, że show skradnie coś zupełnie innego - nie jakieś tam szlaki turystyczne pomiędzy klatkami ze zwierzętami, ale sama mieścina. Obok majestatycznej Gauji jest ona prawdziwą perełką i nieznanym jeszcze masowej turystyce miasteczkiem.

Gdzie znajduje się Līgatne?

Rzecz dzieje się w samym sercu Parku Narodowego Gauja. Ten gigantyczny obszar chronionej przyrody rozciąga się na długości kilkudziesięciu kilometrów. W parku narodowym są dwa główne miejskie ośrodki turystyczne - Sigulda i Kieś (łot. Cēsis). Oba z pięknymi zamkami, zabytkową architekturą, całkiem pokaźną ofertą gastronomiczną. Ogólnie rzecz biorąc - łotewscy i zagraniczni turyści dają kciuka w górę. W połowie drogi pomiędzy nimi znajduje się tysięczne Līgatne. Oddalone od drogi krajowej A2 oraz linii kolejowej z Rygi do Valgi. Prawdopodobnie z tego powodu o wiele mniej znane. Ze stolicy Łotwy najlepiej dojechać samochodem - droga trwa około półtorej godziny.

Līgatne można kojarzyć dzięki ogromnemu leśnemu parkowi (łot. Līgatnes dabas takas), gdzie na sporej powierzchni zbudowano kilka kilometrów szlaków turystycznych. Poruszając się nimi, miniemy wiele zagród, w których żyje miejscowa fauna - niedźwiedzie, łosie, jelenie, wiewiórki itd. Miejsce ma charakter edukacyjny. Zagrody są ogromne, wskutek czego istnieje szansa, że nie dostrzeżemy żadnych zwierząt. Tak też się stało i tym razem. Razem z kompanami podróży byliśmy nieco rozczarowani. Tym bardziej, że za wejście trzeba "słono zapłacić". Reasumując, miejsce interesujące, ale nie stawiałbym go wysoko na liście łotewskich atrakcji przyrodniczych.

Piękna brzezina w Līgatnes dabas takas
Zamiast zdjęcia z żywym niedźwiedziem mam takie - z przerośniętą wiewiórką ;)

Co innego powiemy o sąsiedniej Gauji. Ta ponad 400-kilometrowa rzeka przepływa przez cały park narodowy. Znakomicie nadaje się do leniwych spływów kajakowych z dala od cywilizacji. Brzegi rzeki są niezabudowane na dużym dystansie. Można również wędrować wzdłuż jej koryta. Po leśnym spacerze w Līgatnes dabas takas udaliśmy się na niewielką rundkę. Miało być idealnie...

Gūdu iezis - pierwsza z obejrzanych wychodni nad Gaują
Pogoda robiła się nieciekawa...
Łotewskie szlaki czasami wyglądają tak

Chociaż pogoda wyraźnie się pogarszała, to nie ugięliśmy pod dźwiękiem grzmotów w oddali. Nasz upór został nagrodzony wielką ulewą z piorunami. Na szczęście łotewskie szlaki bywają doskonale zaopatrzone w infrastrukturę i w jednym z punktów widokowych nad Gaują schroniliśmy się pod drewnianym zadaszeniem. J. wyciągnęła z plecaka fińskie suchary, estońskie słone paluszki, ukraińską imitację kawioru oraz ser pleśniowy. Posiłek w stylu "fju, fju fju" przy akompaniamencie burzy.

Francja elegancja! Nie ważne gdzie, ważne okoliczności posiłku
Katrīnas iezis - drugi z majestatycznych klifów, który oglądaliśmy w strugach deszczu

Historia Līgatne

Opady się uspokoiły, zaczęło się wypogadzać. Po zdobywaniu krzaków i fotografowaniu w pełnej ulewie masywnych odsłonięć dewońskich piaskowców wróciliśmy do samochodu. Przyjechaliśmy do centrum Līgatne. Mieliśmy tutaj zrobić mini spacer i zjeść coś ciepłego. Niespecjalnie przygotowałem się do oprowadzania towarzyszy podróży. Po prostu kierowałem się tym, co wyznaczała mi aplikacja Mapy.cz. Okazało się, że trafiliśmy do mikro miasteczka powstałego wokół niedziałającej już fabryki papieru. Zakład ten był ogromny, funkcjonował prawie 200 lat.

Fabryka papieru z XIX wieku

Historia miasteczka rozpoczyna się dość późno, bo dopiero w 1815 roku. W sennej dolince powstaje zaczątek zakładów papierniczych, które w kolejnych dekadach rozrosły się do gigantycznych rozmiarów. Zlokalizowanie w środku lasu, gdzie zasobów jest pod korek, było na owe czasy (i owe myślenie biznesowe) doskonałą decyzją. Līgatne rozwijało się jako wieś, nabywając powoli cech miejskich. Nie ma tutaj rynku, nie ma typowej starówki. Tutejsza dolina potoku o tej samej nazwie rozszerza się w kilku kierunkach, zabudowania mieszkalne, przemysłowe i administracyjne powstawały z pewnym oddaleniu od siebie. Dzięki temu nie ma się wrażenia, że wszystko jest tutaj jakby "na kupie".

Zakłady papiernicze działały do 2014 roku. Nie ugięły się pod presją żadnych działań wojennych. Momentami prosperowały tak dobrze, że wybudowano w miasteczku pod koniec XIX wieku szpital, klub, szkołę, dom dla osób z niepełnosprawnościami czy aptekę. Fabryka oferowała w dawnych czasach zaskakująco dużo socjalu: zapewniała dach nad głową, opłacała rachunki za prąd, ogrzewanie, opiekę medyczną, edukację dzieci i opiekę nad osobami starszymi. Līgatne liczyło najwięcej mieszkańców w dobie powojennego komunizmu. Populacja dochodziła do 2100 osób. Dzisiaj jest ledwo tysiąc i tendencja jest malejąca. Osada zyskała prawa miejskie dopiero w 1993 roku, więc jako miasto liczy dopiero 31 lat, czego jednak na pierwszy rzut oka nie widać.

Budynki mieszkalne dla robotników na Wzgórzu Szkolnym
Ogólny widok na osiedle domów na Wzgórzu Szkolnym (łot. Skolas kalns)

Jaskinie, skały, rzeka i stawy

Spacer po miasteczku dobrze zacząć na którymś z parkingów w centrum przy skrzyżowaniu ulic Ogrodowej (łot. Dārza iela) i Wolności (łot. Brīvības iela). To, co rzuci się naszym oczom, to mnogość wychodni skalnych. Są to piaskowce podobne do tych, które zobaczymy w dolinie Gauji - dewońskie (tj. liczące ponad 350 milionów lat) pozostałości dawnych giga-rzek, jezior i przybrzeżnych obszarów morskich. Pierwsza ze skał objawi się nam zaraz za budynkiem informacji turystycznej. Wędrując dalej wzdłuż potoku Līgatne odkryjemy więcej imponujących geologicznych atrakcji. Co ważne, do wielu z nich dostaniemy się, spacerując po wyznaczonych szlakach i drewnianych pomostach.

Ot, takie centrum miasteczka
Zespół badawczy w całości na jednym zdjęciu :)
Lustūzis - tak się nazywa to odsłonięcie
Widok ze szczytu skały na leśne okolice
Takich ścieżek wzdłuż skalnych zboczy jest co niemiara!

W sercu miasteczka w niektórych miejscach zaczną przykuwać naszą uwagę także pewne dziwne jaskinie. Nie są to (o)twory naturalnego pochodzenia - wykuł je w piaskowcowych skałach człowiek. Doszukałem się w źródłach informacji, że rzekomo w samym Līgatne jest około 300 kilkumetrowych sztucznych jam i służą one do dzisiaj jako magazyny dla mieszkańców. Informacja ta musi pokrywać się z prawdą - wiele nisz jest zamkniętych na cztery spusty i wyglądają, jakby faktycznie coś w nich przechowywano. Niektóre z nich są otwarte i można do nich wchodzić. Jeśli przyjedziesz latem do Līgatne i będzie to weekend, to kieruj się na Wzgórze Szkolne (łot. Skolas kalns). W jamach wykutych pod samym szczytem otwierany jest sezonowy niewielki bar z muzyką na żywo!

Jaskinie w Līgatne
Jamy wykuto niemal w każdej wychodni skalnej, jaką napotkamy

Lokalizacja olbrzymiej papierni w ciasnej dolince nie była tak irracjonalnym pomysłem. Względnie wartki nurt miejscowego potoku można było wykorzystać przecież do produkcji energii. W tym celu powstało kilka jazów i przepustów. Dzisiaj one nie pełnią już żadnej istotnej roli. Przy jednym z nich wybudowano imponujących rozmiarów przepławkę dla ryb, której nie powstydziłyby się polskie górskie cieki (tak ochoczo zresztą betonowane).

Dzięki przepławce ryby mogą migrować w górę rzeki
Anfabrikas klints, na który nie omieszkaliśmy wyjść
Widoki z niego, jak na panującą aurę, całkiem sympatyczne

Līgatne, mimo swojej kameralności i wrażenia jakby zapomnianego, doskonale jest przygotowane na turystów. Każdy stary dom mieszkalny, budynek usługowy, element zabytkowej infrastruktury, a nawet prawie każda skała ma swoją tablicę informacyjną, z której wyczytamy (po łotewsku lub angielsku) wiele ciekawostek, jakich próżno szukać w sieci. Zupełnie się tutaj nie zgubimy. Każda alejka czy górska ścieżka prowadzi w konkretne miejsce. Nie brakuje słupów z tabliczkami kierującymi do najciekawszych obiektów.

A po spacerach chodziliśmy na włoskie żarcie z łotewskiej knajpy

Mało tego, w sercu miasteczka znajdziemy także restaurację, która serwuje niekiepskie jedzenie i w bardzo porządnej formie! Jest również sklep spożywczy oraz to, czego na Łotwie ostatnimi czasy wiele, automat z kawą na wynos. Wypad do miasteczka można połączyć ze spływem kajakowym, co zresztą z M. uczyniliśmy innego dnia podczas naszego pobytu. Startowaliśmy z Cēsis, a nasza meta była 17 kilometrów niżej na rzece na wysokości Līgatne, gdzie znajduje się... UWAGA... ręczny prom rzeczny! (Zamiast maszyny, działa tam siła ludzkich rąk, które przeciągają linę i tym samym poruszają promem na drugi brzeg rzeki.)

Na jednej z kilku leśnych kładek w Līgatne

Urokliwe miasteczko i jego okolica zostały przeze mnie i moich towarzyszy podróży nieformalnie okrzyknięte najbardziej przytulnym miejscem na Łotwie. Odpowiednikiem tego, czym jest Viljandi czy Suure-Jaani w Estonii. Pewną oazą spokoju, wyidealizowanym obrazem prowincji, urzeczywistnieniem tego, czym jest idea slow life. Opuszczałem je z bardzo ciepłymi myślami i do momentu pisania tych słów wciąż magia i klimat Līgatne na mnie działają. Oby to się nie zmieniło do kolejnej wizyty.

Komentarze